fot. VIPHOTO
Podziel się:
Skopiuj link:

Katarzyna Bosacka: Trudna sytuacja uczy kreatywności

- Policzyłam, że oszczędzimy ponad 500 zł na osobę, gdy tylko zrezygnujemy z kupowania 1,5 litrowej butelki wody dziennie na rzecz kranówki, picia jednej kawy na mieście dziennie oraz jedzenia jednego posiłku na mieście - mówi w rozmowie z SO:design Katarzyna Bosacka.

Katarzyna Pawlicka, SO:design: Czy dziś, w dobie bardzo wysokiej inflacji, możemy jeść jednocześnie tanio i zdrowo?

Katarzyna Bosacka: Tak, o ile nie wpadniemy w pułapkę myślenia o zdrowym jedzeniu przez pryzmat instagramowych i tiktokowych mód. Influencerki i infulencerzy polecają nieustannie coś nowego: olej z ostrokrzewu, który ma leczyć raka, bezglutenowe proszki do pieczenia, mąki kasztanowe, algi z Okinawy najlepsze na wzrok czy dietę tylko według faz księżyca itd. W tym chaosie informacyjnym łatwo się pogubić.

Natomiast kiedy zaczniemy jeść jak nasi dziadowie, czyli sezonowo, bardzo prosto, z niewielką ilością mięsa, bo przecież sto lat temu było rarytasem, który pojawiał się na stołach od czasu do czasu, przestanie to być obciążające dla naszego portfela nawet w trudnych czasach.

Jakie są najważniejsze zasady jedzenia w zgodzie z sezonowością?

Wszystkim nam przydałby się kalendarz sezonowego jedzenie, żebyśmy przypomnieli sobie i pamiętali, że truskawki najlepsze są latem i wcale nie trzeba kupować ich w styczniu czy lutym, że czereśnie, które o tej porze roku kosztują 250 zł za kilogram, nie są nasze. Pomidorów nie kupuję w ogóle zimą, bo są wtedy najgorsze, szklarniowe, a do tego bardzo drogie. Gdy dzieci bardzo się dopominają, czasem wybieram w zamian pomidorki koktajlowe.

Już w maju przestawiam się na chłodniki - na tarce ścieram buraki, kroję ogórek, rzodkiewkę - czasem wykorzystuję też jej liście i łączę ze zsiadłym mlekiem lub kefirem. Dziś zjem szparagi z jajkiem sadzonym i kopą kopru. W weekend może upiekę ciasto z rabarbarem, na który jest teraz sezon. To zdrowe, kolorowe, niedrogie jedzenie.

Czego my, Polacy jemy za dużo? Chodzi mi o produkty, które szkodzą naszemu portfelowi, zdrowiu i planecie?

Nie jestem przeciwniczką mięsa, ale uważam, że w podejściu do jego konsumpcji brakuje nam równowagi i zdrowego rozsądku. Kiedy idę do restauracji i wiem, że podają tam świetnego tatara, nie będę go sobie odmawiać, ale mięsne obiady pięć razy w tygodniu wydają mi się znaczną przesadą.

Polacy jedzą też zdecydowanie za dużo cukru, a cukier i czysty alkohol, czyli wódka i spirytus, to dwa produkty, które nie mają żadnych wartości odżywczych - nie dostarczają nam ani witamin, ani składników mineralnych, ani aminokwasów, ani dobrych czy złych tłuszczów. I tutaj znów: jeżeli raz na jakiś czas, po spacerze w górach, wypijemy herbatkę po góralsku, albo dwa drinki z colą na imprezie raz na pół roku, nic się oczywiście nie stanie.

Podobnie, gdy, wielkopolskim zwyczajem, w niedzielę umówimy się z rodziną czy przyjaciółmi "na słodkie" lub po kłótni z koleżanką zjemy batonika, czy trochę lodów na otarcie łez po rozstaniu jak Bridget Jones. Chodzi o to, żeby tego cukru czy alkoholu nie było w nadmiarze w naszej codziennej diecie.

Tym bardziej, że cukier jest w tej chwili ukryty właściwie wszędzie - także w tzw. produktach dla dzieci, jak np. napój w proszku udający kakao czy udający herbatkę, a zawierający 86 proc. cukru.

A jeśli idzie o najlepsze sposoby na przechowywanie żywności?

Lubimy chomikować, wciąż żywa jest pamięć wojny i PRL-u, czasów, w których ciężko było zdobyć jedzenie. Dlatego, zanim pójdziemy do sklepu, powinniśmy obowiązkowo sprawdzić wszystkie zakamarki naszej lodówki, szuflad, szafek i piwniczek. Bardzo prawdopodobne - i mówię to z własnego doświadczenia - że chcąc kupić pierś w kurczaka, znajdziemy trzy takie w zamrażalniku.

Kiedy już przyniesiemy zakupy do domu, zadbajmy o ich odpowiednie przechowanie - przełóżmy z plastiku do szklanych opakowań, owińmy lnianą ściereczką. Pomidorów czy cytryn, które nie lubią zimna, nie wkładajmy do lodówki.

Zadbajmy też koniecznie o przestrzeń i odstępy w lodówce. No kiedy jest mocno zapełniona, po pierwsze nie możemy w nic niej znaleźć. Proszę przypomnieć sobie taki obraz: nastolatek otwierający dwuskrzydłową, ogromną, pełną produktów lodówkę, mówiący "nie ma nic do jedzenia".

To jest klasyka gatunku, a on mówi to zazwyczaj, bo nawet nie wie, co jest w środku, nie chce mu się przestawiać jednych produktów w poszukiwaniu kolejnych. Po drugie przepełniona lodówka zużywa dużo więcej prądu. A po trzecie - kiedy pootwierane produkty są stłoczone, bakterie czy pleśnie z łatwością między nimi emigrują, a co za tym idzie, wszystko szybciej się psuje.

Nie bójmy się mrożenia. Mrozić możemy w zasadzie wszystko oprócz sera żółtego, który się rozwarstwia, surowych jajek i ciast z kremem czy galaretką. Korzystajmy z tego! Mrożenie jest jedną z najlepszych i najzdrowszych metod przechowywania żywności. Pamiętajmy, że mrozić z wielkim powodzeniem możemy również chleb. Od piekarzy nauczyłam się, żeby najpierw owinąć go szczelnie torebką papierową, a następnie foliową - wtedy zachowa świeżość i nie wyschnie.

Suchy chleb, o ile nie jest spleśniały, też możemy z powodzeniem wykorzystać.

Oczywiście! Co więcej, gdy mamy np. wysuszone na wiór kiełbasę czy kabanosy dobrej jakości możemy po prostu zalać ją wodą i w ten sposób zreanimować. Podobnie z piętkami twardych serów typu grana padano czy peccorino. Je możemy zalać mlekiem i wykorzystać np. do sosu. Rzodkiewki odświeżymy, mocząc je w zimnej wodzie. To samo możemy zrobić z papryką czy marchewkami. Takie warzywa możemy użyć do zupy, podsmażyć na patelni. Wędliny dodać do jajecznicy, bigosu czy polskiej carbonary. Ogranicza nas tylko wyobraźnia.

Wielu osobom sen z powiek spędzają wysokie rachunki - przede wszystkim za gaz i prąd. Wiemy już, żeby nie przeładowywać lodówki. Co jeszcze możemy zrobić, by trochę zaoszczędzić?

Moja świętej pamięci babcia Irenka, która uczyła mnie gotowania, na pewno odpowiedziałaby: "Gdy jest ciepło, jedz wszystko na zimno dziecko". Faktycznie zapominamy, że jest masa makaronów, które możemy jeść na zimno, np. z zimnym sosem pomidorowym, jak robią to włosi. Bez użycia gazu czy prądu możemy robić najróżniejsze chłodniki, jakie tylko przyjdą nam do głowy. Podobnie sałatki, np. z ziemniaków, których poprzedniego dnia ugotujemy na obiad trochę więcej.

Planowanie jest tutaj kluczem do sukcesu. Np. gdy robimy grilla, zgrillujmy dodatkową porcję mięsa. Następnego dnia możemy zjeść ją na zimno, np. w kanapce czy tortilli z warzywami i sosem jogurtowym. Bardzo potrzebna jest edukacja kulinarna, dzięki której będziemy wiedzieli, jak pokierować wyobraźnią, żeby dać sobie radę nawet w trudniejszych czasach.

Oszczędzanie dla siebie i planety może dawać satysfakcję? Stać się przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem?

Na przyjemności z pewnością wydać można pieniądze, które przy odrobinie starań zostaną w naszej kieszeni.

Na potrzeby jednego z odcinków mojego programu, który pojawi się wkrótce na kanale EkoBosacka policzyłam, że oszczędzimy ponad 500 zł na osobę, gdy tylko zrezygnujemy z kupowania 1,5 litrowej butelki wody dziennie na rzecz kranówki, picia jednej kawy i herbaty na mieście dziennie oraz jedzenia jednego posiłku na mieście.

Nie mówię oczywiście, żeby np. na wakacjach liczyć każdy grosz - sami z rodziną mamy ukochaną restaurację rybną i gdy jesteśmy nad Bałtykiem, zostawiamy tam sporo pieniędzy na wspaniałe śledzie z jogurtem, tatary z łososia czy świeżutkiego halibuta lub miętusa. Ale oprócz tego zabieramy na kwaterę własną kawę, herbatę - a te potrafią kosztować przecież nawet 15 złotych, szczególnie w ładnym miejscu - toster i np. na kolację jemy podgrzaną w nim tortillę z warzywami.

Trudna sytuacja, a takiej z pewnością doświadczamy, bo przecież żyje nam się gorzej - rosną raty kredytów, benzyna jest droga, zastanawiamy się, czy wyjechać na wakacje czy jednak zostać w domu, uczy gospodarności i kreatywności. Pozytywne zmiany zaczęły być zresztą widoczne w pandemii.

Ludzie zaczęli piec chleby, robić przetwory. Dla wielu z nich wcześniej to było nie do pomyślenia.

Może tego lata pójdziemy o krok dalej i np. zbierzemy mirabelki, które co roku gniją pod drzewem i zrobimy z nich kompot, dżem lub zamrozimy i dodamy do ciasta? Albo faktycznie zjemy lub oddamy znajomym śliwki, które zawsze daje nam ciocia, a które do tej pory wyrzucaliśmy do kosza.

Otwiera się przestrzeń do sąsiedzkich i przyjacielskich wymian - pamiętam doskonale, jak moi rodzice przychodzili na imieniny, przynosili w prezencie kwiaty, ale też np. grzybki marynowane czy pikle własnej roboty, a w zamian dostawali np. kompot czy konfitury.

Takie kooperatywy już powoli ruszają i to niewątpliwie jest plus. Plusem jest także to, że nauczymy się lepiej gotować, bo nie będzie nas stać na regularne jedzenie na mieście. Ważne, żeby nie siedzieć z założonymi rękoma, narzekając na ceny i zamykające się restauracje, których oczywiście szkoda, tylko zacząć działać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij